środa, 12 grudnia 2018

Black Friday, Thanksgiving i Christmas Tree

Heloł wszystkim!

W piątek 23 listopada był black friday. Chciałabym móc teraz napisać o godzinach spędzonych na koczowaniu przed sklepami, albo wyrywaniu torebek, jak na promocji w Lidlu, ale niestety nie mogę. W ten jakże wyjątkowy dzień pojechaliśmy po choinkę :D. Tak więc mnie to ominęło, a nawet jeśli byśmy byli wtedy w domu to host mama powiedziała, że mogłaby mnie zawieźć do sklepu, ale sama na pewno by nie wchodziła xD. Mimo wszystko kilka dni przed black friday kupiłam sobie telefon Samsung galaxy S9+, bo mieli promocje cały tydzień. Wyszło 1000 zł taniej niż w Polsce, także uważam to za naprawdę dobrą okazję.


Po choinkę jechaliśmy kamperem 3h w jedną stronę, w takie miejsce gdzie płaci się 3$ za jedno drzewo, które samemu się wybiera. Nawet wzięliśmy ze sobą psy, więc to była całkowicie rodzinna wyprawa :D. Osobiście nie wiedziałam, że takie drzewa robią za choinki, ale ok, zawsze to coś innego xD.








Host mama i tata stawiający choinkę :D


Na tym zdjęciu jeszcze nie jest do końca udekorowana.

W czwartek 22 listopada było Thanksgiving, które spędziliśmy w domu ze znajomymi host rodziny i host dziadkami. Moja host rodzina ma taką tradycję, że po obiedzie dziewczyny robią DIY, a faceci oglądają mecz futbolu. W tym roku robiłyśmy świeczki, mikołaje, taką dekorację co się zawiesza na drzwi i choinkę z patyków, tylko im nie zrobiłam zdjęcia.




W ogóle według mnie to bardzo miłe święto, bo dużo ludzi sobie w ten dzień dziękuje za różne rzeczy. Jak już skończyliśmy to wszystko robić i każdy się gdzieś rozszedł po domu to siedziałam koło host taty i jego kolegi i w pewnym momencie coś tam żartowali z host mamy i ja też coś dopowiedziałam i host tata się śmiał, że go doskonale rozumiem i powiedział swojemu koledze, że jestem 'awesome' :D. Potem jak już wszyscy wyszli pomagałam host mamie sprzątać i jak skończyłyśmy to powiedziała, że jestem 'amazing as always', także jak to się tak połączyło to tak bardzo miło mi się zrobiło :'). Powtarzałam to już wiele razy i będę powtarzać jeszcze więcej, że mam cudowną host rodzinę i jestem im wdzięczna za wszystko. Ostatnio pojechałam z host tatą w takie miejsce, żeby zamówić togę na graduation. Ogólnie nic więcej nie chciałam oprócz tego kupować, bo pierścionek szkoły kosztuje od 200$ i wzwyż, a school jacket 400$, także bez przesady. W każdym razie kazał mi przymierzyć jakiś, żeby sprawdzić jaki mam rozmiar palca. Potem jak wypełniłam już wszystkie papiery i trzeba było zapłacić powiedział 'Merry Christmas' i zapłacił za mnie :'). A jak wyszliśmy to powiedział, że pierścionek też mi kupią tylko w innym miejscu bo ta cena jest wygórowana. No mnie ogólnie zatkało :D I dla takich momentów zdecydowanie warto wyjechać na wymianę :)

Nie pamiętam, czy już o tym pisałam, ale zanim tu przyjechałam to bałam się, że nie znajdę sobie żadnych znajomych do pogadania po szkole, takich z którymi można się tak naprawdę zaprzyjaźnić. Na szczęście się okazało, że jednak mi się udało i mam kilka osób, z którymi fajnie mi się dogaduje. Jedną z nich jest Dina, z którą jeżdżę autobusem do szkoły. Ostatnio przyszła do mnie po szkole, bo miałyśmy razem robić ''zadanie'' xD. Ale nie no, faktycznie zrobiłyśmy dużą część. Potem jak ją odprowadzałam do domu to się poczułam, jak w takim amerykańskim filmie, gdzie ludzie blisko siebie mieszkają, plus jeszcze nikogo nie było na drodze i te widoki palm i gór i w ogóle było tak ładnie :'). Kolejny moment dla którego warto wyjechać :D

Z innych przemyśleń to im dłużej tu jestem, tym bardziej nie wyobrażam sobie powrotu. Przyzwyczaiłam się, że jest tu tyle różnorodnych sklepów i restauracji, tak że mimo moich 4 miesięcy tutaj, dalej wszystkiego nie odwiedziłam. Plus mam ludzi, z którymi super się dogaduje i nie wyobrażam sobie ich zostawić. Jakoś tak przykro mi się robi jak nauczyciele przypominają, że już niedługo koniec drugiego kwartału, bo czuję jakby pierwszy był może tydzień temu :(. Pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w moim życiu nie cieszę się, że szkoła tak szybko leci.

czwartek, 15 listopada 2018

O wszystkim i o niczym

Heloł wszystkim!

Ostatnio przeczytałam kilka swoich starszych postów i śmiać mi się chciało ze swoich wyobrażeń i opinii. Oj żebym ja wtedy wiedziała to co teraz wiem... Dlatego ten post poświęcam właśnie opisowi takich codziennych rzeczy, żebym potem mogła do tego wrócić i znowu śmiechnąć.

Swój dzień zaczynam zazwyczaj o 5:40, ale że nie chce mi się teraz wstawać bo zrobiło się chłodno to leżę sobie do 6:00, a potem wszystkie rzeczy robię dwa razy szybciej żeby się wyrobić. Ostatnio do szkoły jeździmy z koleżanką Robbi, tylko w piątki idziemy na autobus. Ja w sumie lubię nim jeździć bo zawsze rozmawiam z taką Diną, z którą mam US History.

W szkole jesteśmy 6:45 i od jakiegoś czasu musimy chodzić do głównego wejścia bo tam sprawdzają czy mamy ID. Zazwyczaj od razu idę na swoją lekcję, ale teraz zaczęłam też czasami spotykać się z Adrianą z chemii w cafeterii. Pamiętam takie pierwsze dni czy nawet tygodnie, jak z nią siedziałam w 6 osobowym stoliku na tej lekcji i swoje pierwsze wyobrażenie o niej, że to taka ''bitch trochę, bo nigdy o nic nie zapyta i wszystkie zadania robi sama''. Potem jak ją trochę poznałam to napisałam w jednym z postów opisujących szkołę, że ''wydaje się całkiem spoko''... A teraz to moja najlepsza koleżanka :').

Moja pierwsza lekcja to psychologia, na której siedzę sama bo dziewczyna, która była obok chyba zmieniła klasę. Nawet nie wiem, bo z nią jakoś bardzo nie rozmawiałam. Ta lekcja wygląda zazwyczaj tak, że dostajemy wydrukowane notatki z lukami w zdaniach i robimy od 6 do 11 slajdów prezentacji, a potem dostajemy do nich pytania, które są na ocenę, ale można używać te notatki. Na początku każdego działu dostajemy też listę słówek i musimy do nich dopisać definicje ze słownika, który dostaliśmy na początku roku. Mamy test po każdym dziale i wygląda on tak, że najpierw robimy słówka i to jest tylko łączenie abc, a potem wiedza teoretyczna i na tym można już używać notatek.

Kolejna lekcja to US History. Tutaj mieliśmy od początku assigned sitting, w takich kilkuosobowych stolikach. Od jakichś kilku tygodni jednak siedzimy gdzie chcemy, więc siedzę przy czteroosobowym stoliku z trzema chłopakami: Johnathon, Jonathan, a tego trzeciego nie pamiętam, bo w sumie z nim nie gadam. Pierwszego znałam z poprzedniego usadzenia, dlatego postanowiłam tam usiąść. Poza tym lepiej mi się najczęściej gada z chłopakami niż z dziewczynami. Oboje są spoko, bo zazwyczaj się z nimi dzielę tym co mamy zrobić, więc nam szybciej schodzi. Ten trzeci nic nie robi i ostatnio mnie to zdenerwowało, bo dostaliśmy dużo kart pracy więc się pytam Jonathana, jak się dzielimy to mi pokazał, która to moja połowa, a która jego. Więc tak wskazałam głową na tego trzeciego chłopaka, w sensie co on będzie robił, to Jonathon powiedział, że on nic nigdy nie robi. Tak więc mój sassy ass tego nie zaakceptował i spytałam, czy potrafi czytać, powiedział że tak, więc pokazałam mu która to jego część. No i dało się. Na tej lekcji właśnie codziennie dostajemy worksheets, które robimy przy użyciu książki, dlatego to bardzo łatwa klasa. Na testach można używać study guide, który robimy dzień przed testem i są na nim te same pytania co na teście.

Potem mam English 12 i aktualnie czytamy książkę ,,Bless me, Ultima''. Wg mnie jest ciekawa i przynajmniej nie musimy jej czytać w domu, ale czasem mi się nie chce całą lekcję słuchać. Zaczęliśmy też oglądać film na podstawie tej książki i czasem jej nie czytamy, tylko robimy inne rzeczy żeby urozmaicić lekcję. Na tej lekcji mieliśmy kilkuosobowe stoliki, więc siedziałam z taką dziewczyną, którą poznałam na matmie, przed zmianą planu lekcji, ale teraz mamy pojedyncze.

Moja czwarta lekcja to Topics Modern Math i to chyba najprostsza matma, jaką można sobie wyobrazić. Nauczyciel jest bardzo miły, tylko nie potrafi za bardzo zapanować nad graczami Footballu, którzy są bardzo głośno i często sklinają. Raz się na nich zdenerwował i krzyknął:,,Can we please shut the fuck up?!''. I śmiesznie trochę bo każdy taki szokers, że nauczyciel przeklną i jeden z tych graczy powiedział, że nigdy nie słyszał, żeby jakikolwiek nauczyciel tak powiedział. Gość z matmy się zaśmiał i spytał czy serio XD. Tak, ta lekcja jest trochę fazowa. Robimy na niej tak od 10 do 20 zadań, każdy indywidualnie na kartce, nikt nie podchodzi do tablicy, więc zero stresu. Zazwyczaj schodzi mi na to 20 minut, a 30 pozostałych spędzam na telefonie. Przy stoliku siedzę z Amy, Johanną i jedną dziewczyną, której imienia nie pamiętam, bo często jej nie ma.  Johannie powiedziałam, że jestem z Polski po miesiącu chyba, a Amy jakoś niedawno i to sprawiło, że jakoś zaczęłyśmy więcej gadać i jest fajnie.
Jestem tutaj tylko 3 miesiące, ale na podstawie ostatnich wydarzeń z tej lekcji mogę stwierdzić, że wymiana zmienia ludzi baaaardzo i robicie rzeczy, których byście nigdy nie zrobili w swoim kraju (w dobrym sensie). Wiem, trochę to brzmi cheesy, ale tak naprawdę jest.

Kolejną lekcją jest samorząd i w pierwszym poście o szkole, stwierdziłam, że ''to najprostsza lekcja''. Oj, nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam. Przez ostatnie dwa tygodnie zostawałam po lekcjach codziennie do 16, żeby robić plakaty na winter week. To są takie duże plakaty, na całą ścianę, więc dużo czasu przy nich schodzi. Jeden z nich prezentuje się tak:





Potem mam lunch, na którym siedzę z: Julianna, Rochelle, Jose, Angel, Buruk i Recca. Wcześniej była z nami też Karla, dziewczyna która mnie z nimi zapoznała, ale zmienił jej się plan lekcji więc ma inny lunch.

Ostatnia lekcja to chemia, na której teraz mamy inne assigned sitting i siedzę z Dylanem, który był jedną z osób przy moim pierwszym stoliku. Jest spoko, ale zazwyczaj jak nauczycielka mówi, że możemy zmienić miejsca to idę do Adriany. Bardzo się cieszę, że się z nią poznałam, bo jest jedną z osób, z którymi rozmawiam też po szkole. W ogóle się cieszę, że udało mi się poznać ludzi, z którymi dużo gadam i to nie tylko w szkole i to są tacy prawdziwi znajomi.

Ten tydzień to ''American educators appreciation week'' więc w samorządzie przygotowujemy różne rzeczy dla pracowników szkoły. Ja od siebie każdemu swojemu nauczycielowi i counselorowi dałam gift card do Starbucksa, trochę polskich słodyczy i karteczkę z podziękowaniami, którą przygotowała moja host mama, a ja dopisałam co chciałam dla każdego z osobna :) Wszyscy nauczyciele byli pozytywnie zaskoczeni i każdy spytał czy już wyjeżdżam XD. Odpowiadałam, że jeszcze nie i to dlatego, że jestem po prostu wdzięczna za bycie moim nauczycielem.







Ostatnio dostałam taki dyplom za same A w pierwszym kwartale:


Cóż to chyba tyle. Czuję że opisałam w miarę wszystko, chociaż mogę was zapewnić, że na wymianie dzieje się dużo rzeczy, o których na blogu się nie pisze, ale to chyba wiadomo :)

wtorek, 6 listopada 2018

Halloween i 3 miesiące

Heloł wszystkim!

12 października skończył się pierwszy kwartał szkoły (tak wiem, dawno, ale jakoś się nie mogłam zebrać żeby dokończyć ten post). We wszystkich klasach mam A, w niektórych nawet ponad 100%, ale u mnie niestety nie ma czegoś takiego jak A+. Tak więc tak się prezentują moje oceny:
("O" w citizenship znaczy tak jakby zachowanie "outstanding")


Szkoła dalej mi się podoba. Wreszcie się nią ani nie stresuję, ani nie przejmuję. Nie mam zadań domowych, ani niezapowiedzianych kartkówek/pytań, więc w ogóle nie spędzam czasu nad książkami. Smutno mi kiedy myślę, że mogę do niej chodzić tylko ten rok, bo bardzo chętnie poszłabym jeszcze kolejny.


Nasza impreza Halloweenowa była tydzień przed Halloween, ponieważ dużo ludzi w to święto gdzieś wyjeżdża, lub wychodzi, a moja host rodzina chciała, żeby każdy mógł z nami spędzić czas. Tematem był dzień zmarłych (Dia de los muertos), ale nikt nie musiał się przebierać akurat w tym stylu. Przyszło około 50 osób, z czego 5 to były koleżanki z mojej szkoły. Jak nie lubię imprez to super się bawiłam i zdecydowanie chciałabym to powtórzyć! Moja host rodzina ma stół do bilarda więc trochę ''pograłyśmy'', chociaż tylko jedna z nas tak naprawdę potrafiła grać xD.
Mają też PhotoBooth więc zrobiliśmy duuużo zdjęć.




Dzisiaj (6 listopada) minęło 3 miesiące od mojego przyjazdu. Ponieważ już dwa razy dostałam notkę od host mamy o tym, jak są szczęśliwi że mnie mają postanowiłam zrobić coś podobnego. Mojej host mamie kupiłam nowe etui na telefon, bo to co miała jej się zepsuło, a host tacie, ponieważ lubi prace w drewnie, magnetyczną bransoletkę, czyli takie coś żeby nie musieć trzymać gdzieś gwoździ, tylko mieć je pod ręką. Napisałam też krótką notkę i zostawiłam to na blacie w kuchni wieczorem, tak żeby zobaczyli to rano. Bardzo się ucieszyli i powiedzieli, że się zaskoczyli bo nie mają urodzin ani nic :). Mam wielkie szczęście z moją host rodziną, bo naprawdę dobrze się dogadujemy.



Prezenty były pod kartką.


Na koniec powiem, że życie na wymianie jest super, mimo że czasem jest ciężej i czasem już nie chce mi się mówić po angielsku, czy robić rzeczy na które w ogóle nie mam ochoty to jeszcze nigdy nie było momentu żebym żałowała swojej decyzji o wyjeździe. Nie potrafię stwierdzić czy nastąpił jakiś progres w moim angielskim. Na pewno dużo szybciej mówię i przez większość czasu myślę po angielsku. Odkąd przyjechałam dużo ludzi mówi, że mam słodki akcent i na początku bardzo mnie to denerwowało, bo ja go nie lubię, ale ostatnio jedna dziewczyna powiedziała, że powinnam się cieszyć, że go mam bo jest ładny i nie taki zwykły amerykański i to jakoś tak dało mi do myślenia, że może faktycznie fajnie go mieć :)

poniedziałek, 29 października 2018

Act

Heloł wszystkim!

W sobotę 27 października napisałam egzamin Act. Mogę powiedzieć, że warto przygotowywać się z tym drogim pakietem online, bo faktycznie pytania były tego samego typu. Osobiście przygotowywałam się z miesiąc i uważam że 2 miesiące to minimum, bo przez jeden można zrobić powtórkę online, a przez drugi przerabiać testy.

Test pisałam w innej szkole, w sali gimnastycznej, gdzie siedzieliśmy przy długich stołach, jedna osoba po jednej stronie, druga po drugiej. Niby w ten sposób masz nie widzieć odpowiedzi drugiej osoby, ale jak się przyjrzysz to spokojnie widać. Na początku przy wejściu pokazywało się bilet i ID ze swojej szkoły, potem dostawało się nr miejsca i trzeba było zostawić wszystkie swoje rzeczy z tyłu sali. Przy sobie można było mieć dwa ołówki, kalkulator i wodę. Na początku przeczytali regulamin, potem rozdali pakiety i tłumaczyli jak wypełnić swoje dane. To zeszło chyba z 30 min i potem zaczęliśmy pierwszą część testu - angielski. Ta część składa się z 75 pytań, na które masz 45 min. Nie było to jakieś wielce trudne, ale faktycznie czuć ten brak czasu. Ostatnie chyba 20 pytań zaznaczyłam losowo. Potem była matma - 60 pytań, 60 minut. Zrobiłam 40 zadań i nie były trudne, te 20 które mi zostały były już bardziej skomplikowane i nie miałam na nie czasu więc znowu zaznaczyłam byle co. Po tej części mieliśmy przerwę 10 minut i potem było czytanie -  40 pytań na 35 min. Nie zdążyłam zrobić chyba z 5. Ostania część to science i tutaj w ogóle nie trzeba było mieć wiedzy, wszystko było na podstawie wykresów i tabelek. Nie zdążyłam zrobić ostatnich kilku zadań bo były na postawie dwóch dosyć skomplikowanych tekstów. Po tej części powinna być przerwa, a potem pisanie, ale na teście była dodatkowa sekcja, dla każdego losowa i ja miałam science, 15 pytań na 20 minut. Nie powiedzieli po co to jest, ale to było już w ogóle trudne, a że się nie liczy do wyniku to się nie starałam za bardzo. Potem była przerwa i pisanie. Temat wg mnie był prosty, bo trzeba było się wypowiedzieć na to czy warto być młodą gwiazdą, czy lepiej mieć dzieciństwo.

Podsumowując, wszystko zeszło od 8 do 12:50. Wyniki mają być od 3-5 tygodni. Najfajniejsze jest to, że tutaj na ważny egzamin ubiera się w wygodne ciuchy, a nie formalne. Tak więc, większość osób, w tym i ja, było w dresach.


poniedziałek, 15 października 2018

2 miesiące - Vermont i the strip

Heloł wszystkim!

Post na dwa miesiące, trochę później niż powinien być, ale nie mam czasu na pisanie na razie. Tak więc dwa miesiące minęło 6 października i tak jak w przypadku miesiąca nie wiem kiedy to mija.

Niedawno polecieliśmy do Vermont odwiedzić starszą host siostrę w college'u. Było fajnie, tylko zimno i przez te 4 dni tęskniłam za ciepełkiem w LV,  a pamiętam jak przed przyjazdem się stresowałam, że będzie tak gorąco, że nie wytrzymam. Teraz nie wyobrażam sobie nie mieszkać w takim ciepełku. Co do Vermont to jest taki mały stan i nie za bardzo jest tam co robić. Miasto, które jest jego stolicą obeszliśmy jednego dnia w coś ponad godzinę... Żeby dostać się z jednego miejsca do drugiego trzeba jechać godzinę. Tak więc żeby pojechać gdzieś na śniadanie schodziło nam godzinę i potem z powrotem tyle samo i dodatkowa godzina żeby dojechać do tego college'u. Budynki są takie typowo staro-amerykańskie i domy są bardzo oddalone od siebie. Vermont odwiedzimy ponownie w maju, na graduation host siostry.






















 Tutaj mieszkaliśmy przez te 4 dni i była taka mgła


 A to taka prezentacja w tym college'u przed meczem footballu 




 A jak wracaliśmy to były takie fajne widoczki zaraz po tym jak wzlecieliśmy. Niestety okno było brudne, co widać na pierwszym zdjęciu.










Jeszcze tak co do lotu tam to w pierwszym za nami siedziały cztery Polki! Jaki ten świat mały... Jak usłyszałam, że mówią po polsku to powiedziałam, że ja też z Polski, a one że ''ooo a my tu tak sklinałyśmy, a ktoś nas rozumie'' :D. Podczas lotu w pewnym momencie były bardzo mocne turbulencje i nawet moja host siostra złapała mnie za rękę i nie powiem, ale też się trochę stresowałam. Jedna z tych Polek zaczęła płakać i host tata, który siedział chyba prawie 10 siedzeń do przodu ją słyszał xD. Potem jeszcze płakała przy lądowaniu.


Niedawno też byliśmy zobaczyć część the strip, co jest śmieszne biorąc pod uwagę, że jestem już tutaj dwa miesiące, a byłam tam tylko raz na przedstawieniu i kilka razy przejazdem. Moja host rodzina ma naprawdę napięty grafik i wszędzie mnie ze sobą zabierają, więc i ja mam napięty grafik. Nie narzekam, bo to najczęściej fajne zajęcia i miejsca, tylko czasem jestem już trochę zmęczona bo nie jestem przyzwyczajona do takiego życia. Z drugiej strony dzięki temu mogę z tej wymiany na maksa korzystać bo ciągle doświadczam coś nowego, odwiedzam różne miejsca, których bym nie zobaczyła gdyby tylko siedzieli w domu. W każdym razie wracając do the strip to mieli rację, kiedy mówili, że można tam spotkać specyficzne osoby. Ludzi jest dużo i niektórzy są faktycznie dziwni, bo prawdopodobnie naćpani xD. Ale ogólnie podoba mi się tam, szczególnie wieczorem, bo czuć że to miasto wtedy żyje i jakaś taka fajna atmosfera jest.









A to takie coś, nawet nie wiem jak to nazwać, ale fajnie to wyglądało.


To taki krótszy post i miałam napisać o szkole i życiu tutaj, ale stwierdziłam, że o tym napiszę w kolejnym, bo właśnie skończył się pierwszy kwartał, więc dodam też coś o ocenach. Teraz najwięcej czasu zajmuje mi przygotowanie do act, który zdaję już niedługo (27 października). Tak więc codziennie po szkole poświęcam na to kilka godzin, tyle ile mogę dopóki gdzieś nie wychodzimy. Mam to najdroższe płatne przygotowanie online, dzięki temu, że użyłam kodu który dał mi counselor, także mam nadzieję, że to coś pomoże.

piątek, 21 września 2018

Spirit week i homecoming dance

Heloł wszystkim!

Ostatnio w mojej szkole był spirit week, czyli przebieranie się codziennie w co innego. W tym roku tematem był film "Powrót do przyszłości", więc Back to the:
Wtorek: Western day,
Środa: 50s,
Czwartek: 80s,
Piątek: School spirit (czyli trzeba było ubrać coś ze szkoły).

Ogólnie wszystko fajnie, ale raczej dla ludzi którzy nie są w samorządzie. Dla mnie to był jak na razie najcięższy tydzień bo codziennie zostawaliśmy po szkole robić plakaty i dekorować wszystko. Najlepsze było, jak nauczyciele życzyli miłego 3 dniowego weekendu (bo w poniedziałek był Labor day), a my mieliśmy taki super jednodniowy,  bo w sobotę i poniedziałek byliśmy w szkole dekorować, a i tak nie starczyło nam czasu. Jak coś to nie zrobiłam zdjęcia wszystkim dekoracjom.













Szczerze,  myślałam, że większość ludzi będzie przebrana i w ogóle, a właśnie to mniejszość wzięła w tym udział. Trochę szkoda, bo naprawdę, oni nie zdają sobie sprawy, jak to fajnie jest mieć szansę zrobić coś fajnego w szkole poza nauką.
Za to w sobotę na homecoming dance było dużo więcej ludzi, niż się spodziewaliśmy.




 Te rzeczy robił host tata:




















A to dziewczyny, z którymi siedzę na lunchu


Pod koniec pojechaliśmy do IN-N-OUT na coś do jedzenia



U mnie w szkole wraz z homecoming jest takie coś jak float contest, czyli każdy rocznik robi swoją przyczepę w danym stylu. Nie potrafię tego wytłumaczyć, więc wstawię zdjęcia przyczepy juniors. Innych w sumie nie robiłam, bo widać że były robione na szybko i takie po prostu słabe. Ta juniors była na naszej przyczepie i te drewniane rzeczy zrobił host tata. Wyszło super, chociaż na tym też zeszło dużo czasu. Ogólnie tak to wygląda że się wjeżdża z tym na stadion po meczu footballu i ludzie to oglądają i wybierają najlepszą. Fajne uczucie tak jechać, kiedy jest ciemno i wszystko oświetlają te duże reflektory. Naprawdę czuć tą atmosferę.








Kiedy host tata robił te dekoracje to zazwyczaj z nim siedziałam i gadałam, czasem nawet dwie godziny i bardzo mi się to podobało, bo i on lubi gadać i ja i jakoś tak fajnie :). A kilka dni później jak staliśmy w kolejce gdzieś to powiedział, że bardzo to docenia, że lubię z nimi rozmawiać i się nie zamykam w pokoju, jak ich poprzedni exchange students. Dobre relacje przede wszystkim! Także mogę śmiało powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona ze swojej host rodziny! Jak na razie nie było czasu, kiedy bym tęskniła za Polską, za ludźmi to oczywiste, ale nie do jakiegoś mega stopnia, że aż byłoby mi przykro, bo tutaj się po prostu czuję, jak w domu. Kiedyś byliśmy w jakiejś restauracji z host siostrą, bratem i dwójką znajomych i kasjer się zapytał host mamy czy te wszystkie dzieci to jej i ona powiedziała, że tak, oprócz znajomych i mnie, ale ja to też rodzina i to było super miłe. Tak samo, kiedy rozmawiałam z Robbi o jej prawie jazdy i powiedziała, że może jeździć tylko wtedy, gdy jest z nią w samochodzie ktoś z rodziny i że ja w pewnym sensie jestem jej rodziną i to też było super. Właśnie dla takich momentów warto wyjechać na wymianę. Na początku to są dla ciebie obcy ludzie, a z czasem, jak się wszystko ułoży, to mogą być oni twoją drugą rodziną.

W niedzielę byliśmy na łódce, którą niedawno nabyliśmy (oni dalej uważają, że nie są bogaci). Było fajnie i łatwo można się opalić, więc mi się tym bardziej podobało. Host tata powiedział, że zanim wrócę do Polski to jeszcze mnie nauczy nią sterować XD






W ten sam dzień przed pokazem przyczep w szkole był taki bieg po korytarzach. To jakaś tradycja podobno i mogą biec tylko osoby, takie jak samorząd, zespół, cheerleaderki i jakieś inne określone grupy. Reszta osób siedzi w salach lub wychodzi do drzwi i to ogląda. Wszystko było takie super! Szczególnie jak śpiewali piosenkę szkoły i czuć było to, że cieszą się że do niej przynależą i mogą ją reprezentować.









Ostatnio byłam na shoppingu z host babcią, bo ona zna dużo ciekawych miejsc. Zapłaciła za wszystkie moje zakupy, oprócz butów. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo w sumie wyszło jakieś 100$ i to bardzo miło z jej strony. Na to jak powiedziałam, że sama zapłacę zapytała, czy już obrabowałam bank, bo jak nie to ona płaci. Najbardziej jestem zadowolona z butów, bo wyszły taniej 100 zł niż w Polsce. W ogóle tutaj mają fajne promocje, na przykład w jednym sklepie kupiłam dwie pary krótkich spodenek z czego była taka okazja, że kup jedne, drugie gratis. W innym sklepie było 40% i 60% na bluzki, więc wyszły za kilka $. Jak tak myślę to nie musisz tutaj bardzo dobrze zarabiać, a dalej stać cię na przyzwoity luksus.

Ostatnio poszliśmy na część the strip na hipnozę i tam są kasyna, różne sklepy i inne rozrywki. Ta hipnoza była zajebista! I stwierdziłam, że kiedyś muszę iść na taką personalną, nie grupową. Tutaj byliśmy w małym pomieszczeniu, było około 25 ludzi i 12 zgłosiło się na środek (mogli tylko dorośli). Hipnoza zadziałała na 8 ludzi, a w połowie przestała działać na dwóch. Oni serio robili to co gość im kazał i przy okazji ten hipnozer był super śmieszny, więc dla widowni też było fajnie. Chyba nawet lepiej niż dla tych zahipnotyzowanych. Na końcu kazał nam zamknąć oczy i myśleć o różnych rzeczach i na mnie to zaczęło działać, w takim sensie, że czułam się zrelaksowana i tak fajnie spokojnie, jak nigdy. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to jest na pewno warte spróbowania!



Te linki u góry to takie coś, że się płaci i można się przejechać nad wszystkimi.




Gość to maluje sprayem i można oglądać jak to robi.






Niedawno byliśmy w Smith Center na musicalu 'On your feet', czyli historii życia Glorii Estefan (możecie ją znać dzięki tej piosence  https://youtu.be/gbAPhbLKSzQ) i to było w bardziej komediowym stylu, więc się nie nudziliśmy.

 Ostatnio zapisałam się na test ACT, który jest potrzebny na studia tutaj. Zdaję go 27 października, dlatego mam tylko miesiąc na przygotowanie. Mój counselor powiedział, że załatwi mi go za darmo (ogólnie się płaci 60$ w szkole, a poza nawet 200$) i że będę mogła go zdawać tyle razy, ile chcę. Powiedział też, że wystarczy jeśli zrobię 10 testów próbnych i powinno być ok. Stresuję się, bo wiem, że dużo native speakerów nie wyrabia się w czasie na teście, a co dopiero ja mam powiedzieć :/. Moja koleżanka miała z niego 17 pkt, inna 14, a starsza host siostra podchodziła do niego 3 razy i jej najwyższy wynik to 22 (max pkt to 36). Jak na razie codziennie robię zadania z aplikacji Act prep i jest w miarę ok, tylko muszę poćwiczyć matematyczne słownictwo. Ostatnio dużo też czasu poświęcam na szukanie collegów i scholarships bo najczęściej deadliny są do grudnia, lub trochę później, ale chciałabym się wyrobić w czasie, bo im wcześniej zaaplikuję tym lepiej. Także to tak trochę informacji dla tych osób, które też chcą tutaj studiować.

To chyba tyle z ciekawszych rzeczy, chociaż jest ich dużo więcej, ale ciężko byłoby je wszystkie zawrzeć w jednym poście. W następnym chciałam napisać o tym, czy dla mnie tutejsze życie i szkoła jest takie, jak w filmach i trochę właśnie o szkolnym życiu.