piątek, 27 lipca 2018

10 dni

Heloł wszystkim.

10 dni - nareszcie!! Jak to dalej nierealnie brzmi... Chociaż teraz już bardziej do mnie dociera co się niedługo wydarzy, ale myślę, że tak całkowicie to może dotrze na lotnisku, w samolocie, lub może dopiero jak się obudzę w początkowo 'nieswoim' domu. Co do odczuć to jestem very excited, szczególnie pod względem spotkania z rodziną. Ciekawe jak ono wyjdzie, kto będzie i czy będzie ten słynny plakat z imieniem? O czym będziemy rozmawiać w drodze z lotniska do domu i co się będzie działo zaraz po przyjeździe? Lepiej nie mieć żadnych oczekiwań, ale chyba ciężko o tym nie myśleć 24/7 :D. Oprócz tych pozytywnych odczuć to oczywiście się trochę stresuję, ale to lotem, że sobie nie poradzę, czy coś. Ten post to taki wyszedł misz masz, bo o kilku rzeczach na raz. Jest o rozmowie z hostami, o szkole tutaj i szkole tam, krótko o prezentach, przesyłkach i placementach. Jak ktoś lubi długie lektury to zapraszam! A jak nie to też zapraszam!

*Uwaga*
*Ten fragment to ściana tekstu przeznaczona opisowi rozmowy z hostami*
*tam niżej jest o czymś innym*


Stwierdziłam, że w tym poście opiszę swoją kolejną rozmowę z host rodzinką, żeby osoby, które mają takie przeżycie przed sobą się nim nie stresowały. Po naszej pierwszej rozmowie z kamerką mieli się odezwać, kiedy znajdą czas żeby pogadać, tak żeby był też host tata i brat (bo wtedy gadałam tylko z host mamą i siostrą, jakby ktoś nie czytał update'a do posta z placementem). No i czas mijał, a oni się nie odzywali to sama napisałam do host mamy czy mają ochotę pogadać w najbliższym czasie i odpisała coś typu, że są w Ohio i mogą pogadać, akurat by mnie przedstawili rodzinie stamtąd. A u mnie w brzuchu już ścisk ze stresu, że będzie tyle ludzi podczas rozmowy i pytanie po co ja w ogóle pisałam? W sumie zestresowałam się tylko zaraz po przeczytaniu jej odpowiedzi, a potem jakoś bardzo się tym nie przejmowałam. Może trochę o tym gadałam, ale tak bez uczucia stresu. Umówiłyśmy się na dzień później na konkretną godzinę na messengera. Czekałam z mamą bo chciałam, żeby się poznała z hostami. No i słyszę dźwięk dzwonienia, dokładnie o tej godzinie co się umówiłyśmy (Amerykanie jednak są punktualni!) i wtedy się zestresowałam i mówię do mojej mamy 'Boże co robić, odebrać, czy czekać? Jezu ja się boję odebrać!' i odebrałam xD. A jak już mówiłam, wcześniej tylko raz się zestresowałam a potem luzik, a tu znowu. I sama siebie się pytam 'po co?!'.
Gadało się fajnie, wyszło że tylko host mama gadała bo ona trzymała telefon i nie siedzieli w domu, czy coś, nie... oni stali w kolejce do rollercoastera! Podobno wcześniej ktoś z rodziny jej powiedział, żeby się ze mną na rozmowę w normalnym miejscu umówiła, ale ona stwierdziła, że każda okazja jest dobra, nawet jak stoją w kolejce bo i tak nic nie robią. Ogólnie jakość była masakryczna, jak to często na messengerze i czasem się nie widziałyśmy lub nie słyszałyśmy, ale jakoś dałyśmy radę te 20 min, bo potem wsiadali.
Boję się trochę schwalać tą rodzinę tutaj, żeby nie zapeszyć, że jest taka fajna, czy coś, no ale muszę się już nacieszyć! Host mama ma podobny typ humoru do mnie. Na początku pokazywała każdą osobę, z którą byli i każdy machał i się cieszył a najbardziej to jakiś wujek lub kuzyn, co potem jeszcze się wepchał przed kamerę i machał bardzo zadowolony. Wspominałam, że gość ma z 30 lat? Potem jak kliknęła żeby przełączyć kamerkę na przednią i siebie zobaczyła to powiedziała 'Nienawidzę na siebie patrzeć z przedniej kamerki. Próbuję poprawić włosy, ale lepiej już nie będzie... No trudno, będziesz musiała na taką mnie patrzeć''. To po prostu wygrało wszystko!! A potem jak kilka razy odwracała kamerkę na tą z tyłu, żeby pokazać ludzi, czy kolejkę to pokazywała na host tatę i mówiła, że on przynajmniej wygląda lepiej od niej xD. W ogóle do Ohio jechali około 30h motorhome, czyli na nasze - kamperem. Szczerze mówiąc to pierwszy raz słyszałam taką nazwę tego pojazdu. Podobno co roku jadą do innego kraju na wakacje, a jak nie to właśnie na taką wyprawę kamperem. Byli w wielu krajach w Europie, jak i poza. Zaprosiłam ich do Polski po wymianie to odpowiedziała: ''Haha teraz zapraszasz, a po tym roku stwierdzisz, że nie chcesz takich szalonych ludzi u siebie w domu''. No i czy ona nie jest świetna?! Mówiła, że w Las Vegas nie ma takiego dużego rollercoastera, ale możemy pójść żebym się przejechała (mhm na pewno to zrobię). A na pytanie, czy w Ohio zawsze taka pogoda (padało podczas rozmowy) odpowiedziała, że tak i że w LV zobaczę deszcz może 2 razy, ale za to śnieg na święta na pewno będzie... w Ohio! xD. I wtedy powiedziała, że na pewno będzie dla mnie fajnie, bo oprócz LV to zobaczę sobie też inne stany. Przecież dla mnie już jest fajnie!! Ostatnio im wysłałam zdjęcie swoich pierwszych pierogów robionych samodzielnie (no dobra, z małą pomocą mamy) i host mama wspomniała, że przez to zdjęcie tym bardziej są excited i nie mogą się doczekać żeby ich spróbować i cały czas mnie zapewniała, że będzie fajnie i spodoba mi się itp.
Tak więc, jak widać rozmowa z ludźmi, którzy tak naprawdę na początku są dla nas 'obcy' nie jest taka straszna, a może wyjść bardzo fajnie! Mam nadzieję, że ktoś się będzie mniej przez to stresował.


Co do prezentów to troszkę zaszalałam ;)



Wszystkie ważą 7 kg a jeszcze nie ważyłam ich z alko! 
I zajęły całą moją walizkę podręczną, więc można to sobie wyobrazić...
Ale zamierzam je upchać po części do dużego bagażu, bo w tym jeszcze będę brała laptopa.


 Dobrze, że przesyłki do USA nie są AŻ tak drogie, to zawsze mama będzie mogła mi coś wysłać (jak na przykład zatęsknię za polskimi słodyczami xD). Pytałam na poczcie i taka do 1 kg - 43 zł, więcej kg to około 80 zł i różnie. Idą do 2 tygodni, więc nie tak źle.



Pomyślałam, że dodam takie zdjęcie z miejscami placementów (osób, które znam).
Każda pinezka to miejsce.


Dzięki tej wymianie zaczęłam kojarzyć, gdzie jaki stan jest, bo przedtem to moja wiedza była na takim poziomie, że szkoda gadać.

W ogóle ostatnio do mojej mamy dzwoniła pani dyrektor, bo miała problem z tym, jak mnie wpisać na przyszły rok, żeby mnie nie usuwać z listy uczniów. A ludzie z kuratorium naciskali i sami nie wiedzieli jakich dokumentów potrzebują... Wystarczyło skontaktować się z biurem i mi wysłali taką kartkę poświadczającą, że będę się w Las Vegas uczyć, a nie relaksować, no bo przecież w mieście hazardu się uczyć?! Niedorzeczne ;). Oczywiście pani dyrektor została zapewniona i przeze mnie i przez moją mamę, że wezmę sobie tam biologię i chemię (żeby w pewnym sensie kontynuować swój profil). Oczywiście, że oba te przedmioty wybiorę... może jeszcze polski do tego? No ale spójrzmy prawdzie w oczy, czy jak ma się szansę wziąć jakieś nowe przedmioty, których w Polsce nie ma to czy się z tej szansy rezygnuje? Ja nie zamierzam.

Do szkoły idę dzień po przyjeździe, na orientation, które zaczyna się o 8 (Boże, dopomóż mi wstać tak rano), a ja przyjadę gdzieś koło 12 w nocy. Wtedy niby oprócz oglądania szkoły i innych na pewno ekscytujących atrakcji będę układać plan lekcji. Host mama mówiła, że będę zadowolona, bo ta szkoła bardzo współpracuje z exchange students i będę mogła sobie wybrać przedmioty, jakie będę chciała, więc tylko zostaje mi mieć nadzieję, że będzie jak mówi.

 W tym momencie chciałam pozdrowić koleżankę Natalię, która zamiast mnie pocieszyć, że dam sobie radę tam w szkole to powiedziała, że 'ona by się zesrała ze strachu'! Wsparcie przede wszystkim!! Ale jak mówi słynne motto:



 Następny wpis to może z lotniska lub dzień przed? Sama nie wiem, zobaczę czy będzie o czym pisać i jakie będą towarzyszyły mi emocje. No i pewnie potem tyle co napiszę w jednym samolocie to dodam, kiedy złapię neta czekając na kolejny. Jak będzie z czasem już na miejscu to nie wiem, bo planują dużo zajęć, więc będzie się działo!

wtorek, 17 lipca 2018

20 dni

Heloł wszystkim.

Szczerze 10 dni temu nie spodziewałam się, że kiedy będzie ta 2 z przodu to zacznę się faktycznie stresować. Jakoś teraz dopiero do mnie dociera, że tyle mnie nie będzie w domu. Cieszę się, że chociaż wszystko mam już załatwione.
Zdaję sobie sprawę, że kwestia takiego wyjazdu jest ciężka do zrozumienia (cały ten proces) dla osób, które się tym nie interesowały, interesować nie będą i nie wyjeżdżają. Dlatego tak pomyślałam, że w tym poście chciałabym trochę wytłumaczyć wymianę ze swojej strony, na podstawie pytań, które często dostaję.

1. Ale jak ty to zrobiłaś??

Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Jedna to ta krótka, dla ludzi, których za bardzo nie chcemy wkręcać w cały ten proces, a jedna to ta dłuższa, dla tych co lubią słuchać.

Ta krótka brzmi następująco: 'znalazłam organizację, zapisałam się, spełniłam wymagania, zdałam testy, przeszłam badania, zapłaciłam i jadę'.

A dłuższa to już inna historia...
U mnie to wyglądało tak, że znalazłam blogi osób, które były na takiej wymianie, przeczytałam o procesie aplikacyjnym i weszłam na strony biur, które się tym zajmują. Przeczytałam, że spełniam wymagania, ale dalej pozostawało kilka pytań, więc moja mama zadzwoniła do biura Foster, żeby się o te rzeczy dopytać.


Wymagania 



Potem dostałyśmy maila z broszurą o organizacji i regulaminie wymiany. Jak już decyzja o wyjeździe zapadła to zaczęłyśmy wypełniać aplikację z NWSE i zbierać inne potrzebne dokumenty, żeby wyrobić się przed deadlinem. Potem na feriach w lutym pojechałam do Warszawy zdać test ELTiS, wpłacić opłatę wpisową i podpisać umowy. Jeszcze przed tym wyjazdem na feriach poszłam do dyrektor w mojej szkole, żeby się zapytać 'czy mogę wyjechać i czy będę powtarzać klasę'. To pierwsze pytanie oczywiście retoryczne, bo gdyby powiedziała 'nie' to bym się po prostu przepisała do innej szkoły po powrocie, a zadałam je żeby się fajnie poczuła, że niby ma coś do powiedzenia (ale ze mnie szatan). Wtedy się dowiedziałam, że z mojej szkoły ktoś już wyjeżdżał, więc nie ma problemu i definitywnie nie będę powtarzać klasy tylko zdam te potrzebne egzaminy.

Jak już to było załatwione to zostało tylko/aż zrobienie próby tuberkulinowej, zebranie podpisów lekarzy, ładne poproszenie o listy polecające od nauczycieli z mojego liceum (chociaż musiał być to jeden nauczyciel - z j. angielskiego, a reszta listów (2) mogły być napisane przez osobę dorosłą, nie z rodziny, ale że wszystko po angielsku to wolałam załatwić to w szkole), wpłacenie I raty za program, zrobienie zdjęć do aplikacji (5 lub 6, uśmiechniętych w gronie rodziny lub znajomych) i napisanie kilku esejów o sobie. Gdzieś w międzyczasie, jak już powoli zbierałam wszystkie dokumenty miałam 'interview' z Amerykaninem z organizacji NWSE na Skype. No nie powiem, że się nie stresowałam, bo się stresowałam i to bardzo i teraz myślę, że głupia byłam, bo nie warto tak tego przeżywać! Po pierwsze gość był miły i też coś mówił, nie tylko zadawał pytania, a po drugie to nawet mi serial polecił! :D. A dla tych, co będą aplikować, to będzie on pytał o to co was interesuje, gdzie byliście za granicą, co jest ciekawego w waszym mieście, jak spędzacie wolny czas itp. Jest im to wszystko potrzebne, żeby was potem dobrze dopasować do host rodziny. Jak mu powiedziałam, w jakich krajach już byłam to pytał o każdy z osobna i co mi się tam podobało, a co nie. Zapytał, czy jeśli bym mogła to czy bym chciała mieszkać w Bułgarii. Powiedziałam, że nie bo dla mnie to za gorąco tak na co dzień i potem tej odpowiedzi strasznie żałowałam, bo myślałam, że w takim razie nie dadzą mnie do ciepłego stanu, ale jak widać to nie miało takiego znaczenia :).

Ostatnim krokiem było wysłanie wszystkich dokumentów, załatwienie wizy iii czekanie na placement, czyli to, o czym będzie w drugim punkcie.

Jakby ktoś chciał więcej informacji to wszystkie kroki są opisane na stronie biura - tutaj jeśli chodzi o NWSE.

2. To ty wybierasz miasto/stan/rodzinę?

Nie. Chociaż za pewną dopłatą mogłabym wybrać kilka stanów, w których bym chciała mieszkać, ale nie wykorzystałam tej opcji, bo bałam się, że nie znajdą mi w nich pasującej rodziny. Poza tym to też była większa niespodzianka :). W ogóle w niektórych przypadkach można odrzucić rodzinę, którą dostaniecie, a poza tym raczej nie można. Ja swoją pierwszą propozycję placementu, którą dostałam gdzieś w marcu odrzuciłam, bo bym mieszkała w akademiku w Oregonie, a nie u host rodziny. W mojej organizacji jest tak, że oni wysyłają twoją aplikację do rodziny, która według nich ma podobne zainteresowania itp. i na tej podstawie może cię ona wybrać lub odrzucić. Nie dostaje się rodziny zaraz po złożeniu papierów, jak niektórzy błędnie myśleli :).

3. A wracasz na święta, albo twoi rodzice cię tam odwiedzają?

Nie. Nie można wrócić na święta, ani w ogóle zjechać do Polski podczas wymiany, nie ważne co by się stało. Znaczy oczywiście można tak zrobić, ale taka osoba nie może z powrotem wrócić do Stanów, aby kontynuować wymianę. Dlatego przed podjęciem decyzji o wyjeździe warto się zastanowić, czy się wytrzyma z tęsknotą za domem itp. Są też wymiany na 5 miesięcy, więc to może być dobra opcja, dla niektórych osób. Rodzice też nie mogą cię odwiedzać na wyjeździe, dopiero jak skończysz tam szkołę i masz jakiś czas żeby pozwiedzać, czy spędzić ostatnie chwile z host rodziną.

4. A jakbym też się zapisała to mogłybyśmy jechać do tej samej rodziny?

Nie. Prawdopodobnie nie trafiłybyśmy nawet do tego samego miasta, ale tutaj jest jakaś szansa. Wymiana ma cię nauczyć samodzielności, masz na niej dorosnąć i wyjść ze swojego 'comfort zone', a jak miałbyś to zrobić jadąc z kimś? Rzucają cię na głęboką wodę i sam masz sobie poradzić. Dlatego po tym wyjeździe ludzie wracają inni, bo przez ten rok porzucili wszystko co znali od dziecka i nauczyli się dbać o siebie, bo wiedzieli, że nie mogą w każdej chwili zadzwonić do mamy, która zaraz przyjedzie i im pomoże.

5. A jak ty to nadrobisz po powrocie? Będziesz powtarzać klasę? A co z maturą?

Hm. O tym, że nie będę studiować w Polsce wiem już od kilku lat, więc maturą się nie przejmuję bo mi z niej nic. Jak już wcześniej pisałam, klasy powtarzać nie będę, jednak jeśli będę musiała wrócić to zdam potrzebne egzaminy w czerwcu. Na razie o tym nie myślę, bo istnieje taka maleńka szansa, że nie wrócę na 3 liceum, tylko ją sobie pominę.

6. Jak ci się tam spodoba to nie wrócisz.

No niestety 'muszę' wrócić bo wiza jest tylko na czas wymiany :).

7. To samolotem lecisz z mamą?

Chciałabym, przynajmniej byłoby do kogo 'gębę otworzyć', ale niestety tak nie jest. Podejmując decyzję o wyjeździe pokazujesz swoją dojrzałość (albo spontaniczność), więc dlaczego miałbyś potrzebować jakiejś niańki w czasie podróży? :). Oczywiście boję się tak długiego lotu sama, ale zdawałam sobie z tego sprawę podczas aplikowania.

8. To ta rodzina dostaje za ciebie jakieś pieniądze?

Nie. Zgłaszają się dobrowolnie, ale podobno mają niższe podatki, kiedy kogoś tak przyjmują.


9. Wow, nie boisz się?/ Ale jesteś odważna.

Mhm, wcale się nie boję lecieć tak daleko, gdzie nikogo, oprócz host rodziny, nie znam :'). Nie powiedziałabym, że jestem odważna, chociaż dużo osób mi tak mówi, bo 'one by nie pojechały same'. Ze mną to jest tak, że życie w USA od zawsze było moim marzeniem, a jak masz możliwość spełnić swoje marzenia to robisz wszystko, aby to zrobić, right?


10. Wymiana ≠ wycieczka/wakacje.

Tak, ten punkt to stwierdzenie. Wymiana to żadna wycieczka, ani wakacje. Jadę się tam uczyć i będę członkiem nowej rodziny. Chyba nie trzeba tego bardziej wyjaśniać.


11. Możesz tam pracować?

Tak, do 10h tygodniowo i nie mogę mieć wypłaty na konto, tylko w gotówce. Praca ma być łatwa (wyprowadzanie psów, babysitting, koszenie trawnika), bo ten wyjazd nie jest w celach zarobkowych.


To by było na tyle. Chyba, że sobie coś przypomnę to dodam. Ahhh i pozdrawiam wszystkich ludzi, którzy mi na początku nie uwierzyli, że wyjeżdżam ;)

środa, 11 lipca 2018

Prezenty dla hostfam

Heloł wszystkim.

Wreszcie zebrałam się do napisania posta, o tym co kupuję swojej host rodzince. Na początku chciałam podziękować Anicie za jej post o prezentach, który mi bardzo pomógł :)

Aha, tak wspomnę dla zainteresowanych - dodałam update do posta o placemencie, gdzie opisałam rozmowę z hostami.

Więc najpierw zacznę od tego co dobre i pożyteczne, czyli od jedzenia:


1. Ptasie mleczko

2. Krówki

3. Jeżyki



4. Michałki

5. Torcik wedlowski

6. Czekolady wedel


7. Kisiel



8. Batony grześki



9. Sezamki


10. Chałwa



11. Rodzynki w czekoladzie


12. Miętowe pastylki 

13. Wafelki

14. Herbata

15. Delicje


Oczywiście może nie każdą rzecz z wyżej wymienionych kupię, ale stwierdziłam, że warto je tu umieścić dla kogoś, kto też się może zastanawia co kupić.

Jak prezent się powtarza np. ołówki to też wstawiam to samo zdjęcie, żeby nie był sam napis i jakoś łatwiej było widać co dla kogo i ile.

A teraz prezenty dla każdej osoby:

Host mother - Kari:

Korale



Pilnik do paznokci folk



Ziaja krem do rąk




Host father - Robert:

Koszulka




Ziaja balsam po goleniu





Żubrówka






Host sister - Robbi:

Worek



Ziaja micro-scrub do oczyszczania twarzy




ołówki





Host sister - Kaylynn:

Worek

Ziaja peeling cukrowy


ołówki




Host brother - Kole:

Skarpetki sportowe






Ziaja anyperspirant


Ołówki




Kubek



Gwizdek






Takie ogólne prezenty:

Kula śniegowa




Magnes






Filmik o Rzeszowie

Ponieważ powiedzieli, że chcieliby książkę ze zdjęciami Rzeszowa to stwierdziłam, że taki filmik to dobry pomysł, bo przynajmniej pokażę im miejsca, które dla mnie są ważne, nie dla jakiegoś autora książki :)


Jeszcze stwierdziłam, że kupię coś drobnego dla host dziadków, bo mieszkają blisko, a skoro dla nich to i jeszcze coś dla tych z Ohio :) Oprócz tego prezentu to dorzucę im do środka jakąś czekoladę.

Host babcie:






Host dziadkowie:


Prawdopodobnie ten czarny i czerwony.


Likier





Jeszcze kupiłam prezent na urodziny Robbi, bo ma je niedługo po moim przyjeździe i może nie będę tam miała czasu, żeby coś poszukać i kupić.

Więc kupiłam czapkę z jej ulubionego zespołu, Arctic Monkeys:

czapka

Case na telefon:





Piórnik/kosmetyczka





Jak mi jeszcze coś wpadnie w oko i dokupię to będę aktualizować posta. Chciałam go już dodać, żeby może te osoby, które nie wiedzą co kupić miały jakąś inspirację.

sobota, 7 lipca 2018

30 dni

Zostało 30 dni, a pogoda w Las Vegas, w porównaniu do Rzeszowa ma się tak:



Jak oni tam w ogóle funkcjonują?! Ale jest tego taki plus, że przynajmniej wrócę opalona... albo spalona.

Już niedługo w odliczaniu pojawi się z przodu piękna 2, która prawdopodobnie sprawi, że zdam sobie sprawę jak mało czasu zostało. Im mniejsza liczba, tym szybciej ten czas leci, tak mi się przynajmniej wydaje. Najlepsze jest to, że w Polsce rok szkolny zacznie się za 58 dni, a ja go rozpocznę już za 37. A więc moje (najkrótsze w życiu) wakacje będą trwały 52 dni (gdybym nie wyjeżdżała to by trwały 73 dni). Z jednej strony można by pomyśleć, że słabo i w ogóle, ale z drugiej przecież wracam 29 maja, w Polsce będę 30 i od tego dnia już będę miała wolne! A rok szkolny w Polsce zakończy się dopiero 19 czerwca, przez co moje wakacje będą trwały aż 95 dni, a nie 75! Dobra, zdecydowanie za dużo matmy na raz.

Jeszcze takie zdjęcie z odległością

        9557 km

Przed wyjazdem warto pomyśleć na przykład o:

  • Liście rzeczy do spakowania (np. jeśli używacie jakichś rzeczy bardzo rzadko, ale jednak używacie, to podczas pakowania można o nich zapomnieć)
  • Liście rzeczy do kupienia (w szczególności kosmetyki, których tam nie ma, a wy używacie tylko z tej firmy, albo tabletki)
  • Zapoznaniu się z tym, jaka jest pogoda w waszym stanie i jakie ciuchy warto brać
  • Zrobieniu skanów ważnych dokumentów i zapisaniu np. na mailu, dzięki czemu jeśli coś się zgubi wystarczy internet i drukarka
  • Zrobieniu zdjęcia walizce (dzięki za pomysł Marta :) ) i sprawdzeniu czy wasz bagaż podręczny mieści się w dozwolonych wymiarach w waszych liniach lotniczych
  • Zrobieniu miejsca na telefonie, jeśli na przykład zamierzacie nim robić zdjęcia i w ogóle
  • Kupieniu przejściówki i innych rzeczy, które potrzebujecie do np. telefonu, laptopa itp.
  • Zastanowieniu się, czy na pewno musicie wziąć daną rzecz (np. jeśli w Polsce nie ubieraliście jakichś ciuchów to szkoda je brać, bo 'a może się przyda'. Na miejscu też są sklepy, zawsze można coś dokupić)
  • Sprawdzeniu, czy aby na pewno wszystko się zmieści, bo jeśli nie to można jeszcze wysłać paczkę, ale lepiej byłoby to zrobić wcześniej, tak żeby była już na miejscu po przyjeździe
  • Sprawdzeniu czy wasz telefon odbiera częstotliwości w Stanach - 850MHz i 1900MHz (tutaj wpisujecie swój model i w potem rozwijacie pierwszą zakładkę 'Network') 
  • Zapoznaniu się z listą przedmiotów, które wolno, lub nie wolno, wziąć do walizki (np. tutaj)
  • Sprawdzeniu czy sprzęty typu suszarka lub prostownica, które ze sobą zabieracie będą działać na napięciu w USA 

Jak na razie tylko tyle rzeczy przyszło mi do głowy. Ewentualnie będę aktualizować posta. Jak ktoś ma jakiś pomysł to proszę o podpowiedzi w komentarzach :)

niedziela, 1 lipca 2018

Trochę o Nevadzie

Heloł wszystkim.

Stwierdziłam, że post o miejscu, do którego trafiłam może być ciekawy, bo w sumie ja części tych rzeczy nie wiedziałam. W mailu z placementem dostałam taką broszurę, w której jest opisany mój stan. Są w niej ciekawostki, jak i opis klimatu, geografii, ekonomii, historii, kultury, rządu i populacji.

A oto, gdzie znajduje się Nevada, dla tych, którzy może jeszcze nie wiedzą.



Ciekawostki:

  • Nevada swoją nazwę ma z języka hiszpańskiego i oznacza ''pokryty śniegiem'', co mnie w sumie zdziwiło, patrząc jakie tam są temperatury...
  • Została uznana jako stan w Halloween 1864 roku
  • Ma największą produkcję złota w całych Stanach
  • Hazard został tam zalegalizowany w 1931 roku
  • Jest najgorsza pod względem przestępstw

A teraz może coś o klimacie i geografii:
  • To najsuchszy stan
  • Średnie temperatury to w lecie od 23 do nawet 40° C, a w zimie od 0 do 20° C
  • Powierzchnia wynosi 286 tysięcy km
  • Są tam głównie doliny pustynne i góry
  • Stolica to Carson City

Populacja:



Symbole:

  • ptak: błękitnik górski

  • Drzewo: sosna długowieczna
  • Kolory: srebrny i niebieski
  • Piosenka: ''Home Means Nevada''

I to chyba tyle z takich ciekawszych rzeczy o Nevadzie. Teraz trochę o Las Vegas:



  • Kiedy Hiszpanie przybyli po raz pierwszy do tego miejsca to widzieli wszędzie dziką trawę, więc nazwali to miejsce Las Vegas, czyli z hiszpańskiego ,,łąki''
  • To najjaśniejsze miejsce, które jest widoczne z kosmosu
  • 41 milionów turystów każdego roku
  • Liczba ludności: 632 912
  • Las Vegas ma najwięcej pokoi hotelowych na całym świecie
  • Istnieje ''czarna książka'', do której są wpisywani ludzie mający zakaz wstępu do wszystkich kasyn
  • 10 000 ślubów co miesiąc
  • Archie Karas przybył do Las Vegas w roku 1992, mając jedynie 50$ przy sobie, a już na początku roku 1995 miał 40 milionów $

To takie według mnie najciekawsze informacje, które udało mi się znaleźć. Tak mi się przypomniało, że kiedyś słowo Nevada kojarzyło mi się tylko z papierosami :'). Zamierzam jeszcze napisać posta o prezentach, które kupuję host rodzince.