niedziela, 26 sierpnia 2018

Psychologia, oceny i inne

Heloł wszystkim!

Jest sobota i właśnie wróciliśmy do domu po odwiedzinach dziadków w górach Charleston. Mają tam swój domek, który uważają za ''mały''. Cóż, ja bym go tak nie nazwała, ale faktycznie w porównaniu do innych, które tam widziałam to nie jest największy, ale i nie najmniejszy. Podoba mi się tam, bo jest cisza i spokój i temperatury nie przekraczają 30 stopni, głównie są w granicach 20.








W ogóle śmieszy mnie sam fakt, że tutaj posiadanie dwóch domów, kilku samochodów to norma, a nie bogactwo. I serio, oni uważają, że nie są bogaci. W tamtą sobotę byliśmy na kolacji u wujków i oni mieszkają w bogatej dzielnicy, bo żeby wjechać na ich osiedle trzeba mieć zaproszenie bo są tam te rampy i stoją strażnicy, którzy wpuszczają lub nie. Domy wyglądają praktycznie tak samo, jak te w innych dzielnicach, tylko są trochę większe. Tutaj podobno jest tak, że jeśli ciężko pracujesz to osiągniesz to co sobie zaplanowałeś. I nie ma tej zawiści, że sąsiad sobie kupił nowy samochód, więc będę źle o nim mówił, bo mu zazdroszczę, tylko jest myśl, co ja mogę zrobić żeby też go sobie kupić.


Przechodząc do tematu posta, zmienił mi się plan lekcji. Mam wreszcie swoją wymarzoną psychologię <3. We wtorek umówiłam się na spotkanie z moim counselorem (idzie się do sekretariatu i na komputerze uzupełnia wniosek) i w środę na pierwszej lekcji już z nim rozmawiałam. Ogólnie wygląda to tak, że przychodzi do klasy taka osoba z kartką, na której pisze o jakiego ucznia chodzi i gdzie ma iść. Nauczyciel się podpisuje, że wypuszcza tego ucznia, a jak wracasz to podpisuje się counselor, z godziną o której cię wypuścił. Trafił mi się fajny gość i nie miałam problemów ze zmianą lekcji. Na początku zapytał, którego nauczyciela nie lubię to go zmienimy :D. Powiedziałam, że wszystkich lubię, na co on, że w takim razie będzie ciężko, bo istniało ryzyko, że musiałabym niektórych zmienić, żeby mieć psychologię. I faktycznie, okazało się, że tak będzie, co mi się nie bardzo podobało i już miałam zrezygnować z tej zmiany, ale on jeszcze sprawdził jedną opcję z zamianą matmy na us government i wciśnięciem psychologii na miejsce matmy. No i dało się! Ulga niesamowita. Potem wydrukował nowy plan na niebieskiej kartce, którą muszą podpisać nauczyciele, których zmieniam, lub zmieniam godzinę lekcji z nimi. Pan na us government pod koniec lekcji zobaczył tą kartkę i podszedł do mnie i powiedział, że nie mogę zmienić jego klasy, bo jest potrzebna do hs diploma. Powiedziałam, że i tak go nie dostanę, to wtedy się skapnął, że ja pewnie z wymiany i powiedział, że exchange students są najlepsi i że zawsze ich najbardziej lubi i że szkoda, a ja tylko ,,I'm sorry'' :(. On serio jest taki fajny, ostatnio mnie widział po szkole, jak siedziałam przy stoliku z dziewczynami i mi pomachał i powiedział ,,Hey Edyta'' z uśmiechem na twarzy, a ja mu odmachałam też mówiąc hey i znowu I'm sorry :D Odpowiedział, że ,,that happens''.


Po prawej jest nowy plan.


W czwartek rano poszłam już do sali od psychologii. Nauczycielka jest bardzo miła. W poniedziałek mamy test ze słówek i powiedziała, że jak mi słabo pójdzie to nie wpisze oceny i będę mogła jeszcze raz napisać. Oglądaliśmy film o mózgu i w piątek też film, tylko taki o tym, jak myślenie wpływa na nasze życie. Oba były bardzo ciekawe, mimo że teorie z tego drugiego już znałam, to fajnie było o tym posłuchać jeszcze raz. Film mówił o tym, że myśląc na przykład że ćwiczymy dane mięśnie, ich siła zwiększa się o połowę tego ile by się zwiększyła jeśli byśmy faktycznie ćwiczyli. Dotyczyło to też tego, że jeśli wyobrazi się siebie pozytywnie zdającego test to prawdopodobieństwo zdania go jest dużo wyższe itd. Chodzi o to, że pozytywne myślenie przyciąga pozytywne rzeczy, a negatywne na odwrót. Wydaje mi się, że to będzie ciekawy przedmiot i poza tym przyda mi się w aplikacji na studia, jeśli bym chciała iść w tym kierunku. Tak teraz myślę, że to jest pierwszy raz kiedy mogę powiedzieć, że uczę się w szkole rzeczy, które mnie interesują i są dla mnie przydatne.

O dziwo idzie mi bardzo dobrze na matmie, bo robimy proste rzeczy i w czasie takim, że nauczyciel może każdemu pomóc. Nie gonimy z materiałem, bo musimy skończyć książkę, tylko chodzi o to, żeby faktycznie coś zrozumieć i zapamiętać. Bardzo mi się to podoba, bo na przykład teraz robiliśmy jedną rzecz, którą już miałam w 1 liceum, której oczywiście nie rozumiałam, a tutaj wystarczyło 5 min i mogłam zrobić wszystkie zadania z tego rozdziału.

Na chemii zaczęłam rozmawiać z dziewczyną, co siedzi obok i pytała mnie różne rzeczy o wymianę i Polskę i najśmieszniejsze było to, kiedy zapytała, czy w Polsce mówimy po angielsku. Jak się dowiedziała, że nie to była zaskoczona, jak w takim razie potrafię tak mówić po angielsku XD. Tutaj znanie drugiego języka jest rzadkością, chyba że ktoś jest z innego kraju i się tutaj przeprowadził.

Na angielskim oglądaliśmy film o koszykarzach, jest bardzo ciekawy. Mieliśmy też test, który był częściowo prosty, ale niektóre pytania były trochę dziwne. Na razie nie znam wyników, bo będziemy pisać jeszcze drugą część.

Na historii pracujemy z książką i rozwiązujemy zadania. Mówiliśmy ostatnio o kolonii Roanoke, co dla mnie jest bardzo interesującym tematem, więc słuchałam, ale w sumie nic nowego się nie dowiedziałam.

Robiliśmy też ostatnio zdjęcia do ID. W tym roku będzie trzeba je nosić na szyi, bo w tamtym była taka trochę dziwna sytuacja i stwierdzili, że warto zadbać o bezpieczeństwo. Szczególnie, że do szkoły, która jest niedaleko naszej ktoś przyniósł broń. Gość został aresztowany, ale niektórzy ludzie panikują, bo to dopiero drugi tydzień szkoły, a dzieją się takie rzeczy.



W ogóle moje oceny na razie wyglądają tak:
(te syllabus to są te regulaminy, które trzeba było podpisać)
Moja ''najniższa ocena'' jest z testu z historii USA, której się nigdy nie uczyłam tak naprawdę, więc wydaje mi się, że wynik 78% to bardzo dobrze.

Chemia


 Angielski


 Samorząd



Psychologia



Matma


Historia



W piątek po lekcjach było senior luau, czyli taka impreza dla ostatniej klasy w stylu hawajskim. Była muzyka i jedzenie i ogólnie fajnie.

Na koniec takie zdjęcia fajnego nieba:




Aha i w ogóle ostatnio stało się coś chyba najbardziej dzikiego w moim wyjeździe. Była mną zainteresowana jakaś dziewczyna. Tak. Dziewczyna. XD Dałam jej swój numer, bo w końcu:


wtorek, 21 sierpnia 2018

Pierwszy tydzień szkoły

Heloł wszystkim!

Na wstępie taki komunikat dla osób, które tylko czytają tego bloga, a nie jadą do Stanów na wymianę albo ogólnie, ale chciałyby coś wiedzieć: jeśli macie jakieś pytania o cokolwiek, albo chcecie żebym się o coś zapytała Amerykanów to napiszcie w komentarzu (można pisać z anonima).

Przechodząc do tematu posta. Autobus do szkoły mam o 6:30. Do przystanku mam jakieś 10 min i to wolnym tępem. A tak wyglądają widoczki tej drogi: (jak coś to nie są po kolei tak jak idę)








 Robbi bardzo lubi ten ^ fragment drogi bo chociaż przez chwilę jest cień :')









PONIEDZIAŁEK 13/08

Do szkoły wstałam o 5:40. Zebranie się schodzi mi 10 min, a potem na spokojnie jem płatki (oczywiście lucky charms), teraz daję też jedzenie pieskom, bo to mój dyżur, i o 6:20 wychodzimy.

Szczerze nie stresowałam się tym pierwszym dniem. Bardziej się go bałam jeszcze przed wyjazdem, a teraz po prostu nie potrafiłam się czuć inaczej niż dobrze.

 Kiedy wsiadłyśmy do autobusu to kierowca się przedstawił i powiedział, że nie chce żadnych problemów, bo mu się nie chce potem robić papierkowej roboty i jeśli ,,you got a problem with me, I got a problem with you''. I to tak złowrogo brzmiało, ale dla mnie też trochę śmiesznie. Pod szkołą byłyśmy juz 6:45 i codziennie tak jesteśmy. Najpierw poszłyśmy przed główne wejście, bo były tam cheerleaderki i orkiestra i jakby pomiędzy nimi się przechodziło, jak się chciało wejść do szkoły (że niby tak uroczyście).




Dochodziła już 7 i poszłyśmy z Robbi zobaczyć, która sala to mój ''homeroom''. To jest taka klasa, w której dostaje się swój plan lekcji i inne kartki i siedzi po prostu godzinę nic nie robiąc. W pierwszy dzień lekcje były skrócone do 35 min właśnie przez ten homeroom, który był i rano i po lekcjach (bo wtedy trzeba było przynieść wypełniony plan lekcji, na którym podpisywali się nauczyciele na każdej lekcji, jeśli byłeś). Moja sala miała nr 917 i jak pod nią podeszłyśmy to już byli ludzie w środku. Ostatnie słowa, jakie powiedziałam Robbi brzmiały: ,,I'm gonna die here''. I weszłam do środka. Usiadłam z brzegu w drugiej ławce. Jak już mniej więcej była cała sala to nauczycielka wyczytywała ludzi żeby podchodzili odebrać te kartki. Nawet sobie poradziła z moim imieniem. Jak po raz pierwszy zobaczyłam swój plan lekcji to się zawiodłam, bo nie dostałam żadnych wybranych przeze mnie electives, oprócz samorządu szkolnego. Teraz jestem z tego planu bardzo zadowolona, ale o tym będzie później.


Tak więc moja pierwsza lekcja to Topics Modern Math, czyli jakaś matma, ale jaka to jeszcze nie wiem. Jest ona w sali 811, więc po drugiej stronie od sal 900. Dojście tam wcale nie byłoby takie proste, gdybym nie dostała mapy szkoły, którą przestudiowałam, jak nic nie robiliśmy. Kiedy tam już dotarłam usiadłam obok jakieś dziewczyny, bo ławki są na 4 osoby. Dosiadł się potem do nas jakiś chłopak i do teraz siedzimy w trójkę.
Gość z matmy wydaje się bardzo spoko. Rozdał nam takie kartki, gdzie się wpisuje tematy lekcji i takie, gdzie były różne pytania, np. co lubisz jeść, jakie filmy, co byś zrobił jeśli byś miał milion dolarów itp. Było też pytanie ,,co chcesz żebym wiedział o tobie?'' to napisałam, że jestem z wymiany i że mogę nie wszystko zrozumieć. A, niech wie.

Tak wygląda sala




Takie coś mają nauczyciele na drzwiach bo tutaj uczniowe muszą wiedzieć, gdzie jest nauczyciel



Moja kolejna lekcja to US History, która jest w sali 201. Czyli z sal 800 schodzę na dół do 200. Chwilę to schodzi bo są takie tłumy, że się tworzy korek z ludzi.
Usiadłam z brzegu w drugiej ławce. Przede mną usiadła dziewczyna, z którą zaczęłam gadać chyba we wtorek. Okazało się, że jest z innego kraju (nie pamiętam jakiego, ale nie z Europy) i że mieszka w Stanach już 3 lata. Po akcencie bym się nie skapnęła, że nie jest stąd bo mówi bardzo dobrze.
Wracając do lekcji. Mój nauczyciel ma 25 lat i jest fajny. Najpierw sprawdził obecność, później rozdał takie kartki z regulaminem, który podpisujesz i ty i rodzic, a następnie rzucał taką piłką plażową z pytaniami i na nie się odpowiadało. Na szczęście mnie to ominęło.

Kolejna lekcja to English 12. Poszłam do sali 800 coś, która była napisana na planie lekcji, ale się okazało, że zrobili błąd i to nie ta, więc wraz z 10 innymi osobami poszłam do tej prawidłowej, 821.

Wydaje mi się, że moja nauczycielka lubi Stranger Things:


Znowu siadłam w tym samym miejscu, chociaż teraz są poczwórne ławki i siedzę z tą samą dziewczyną, co na matmie i z jakimś gościem. Ta babka lubi duuuużo gadać. Naprawdę, może gadać i gadać, a że teraz mówi ciągle o collegach i stypendiach to ja mogę słuchać i słuchać :D. Ona chce nam, jak najbardziej pomóc żebyśmy się dostali tam gdzie chcemy i jeszcze żeby za nas zapłacili. Mówiła, że jedna fundacja, co daje stypendia jest zarządzana przez kolegę jej męża, więc jakby ktoś chciał z niej skorzystać (dają 25k$ co roku na wszystkie lata studiów) to ona chętnie napisze list rekomendacyjny, bo jak gość zobaczy jej nazwisko to skojarzy, że to od jego kolegi (czyli po prostu ma wtyki). Szkoda tylko, że większość ludzi ma to gdzieś i siedzi na telefonach cały czas, bo tutaj na każdej lekcji można na nich siedzieć, a muzyki można słuchać na jednej słuchawce. W ogóle jak chce się wyjść do toalety to się podnosi rękę z palcem wskazującym, wtedy ona kiwa głową i podchodzi się do Chromebooka, gdzie wpisuje się swój nr szkolny, cel wyjścia, bierze taką zawieszkę na szyję z kartką, na której pisze z jakiej sali się wychodzi i się idzie. Jak się wraca to się klika, że się wróciło. Cel tego jest taki, że jeśli byłby pożar, albo strzelanina to wiedzą, że ktoś jest poza klasą. Jak chce się chusteczkę lub iść do kosza to podnosi się rękę z dwoma palcami w górze. Jak zastrugiwaczkę to trzy palce. Jak się źle czujesz to robisz jezz hands i wychodzisz. Ogólnie chodzi o to, żeby nie przeszkadzać w lekcji tylko zrobić wszystko cicho. Na tej lekcji oprócz nauczycielki jest też nauczyciel wspomagający, który pomaga ludziom, jak czegoś nie rozumieją, tak że ten normalny nauczyciel nie musi przerywać lekcji tylko dla jednej osoby. W ten dzień dostaliśmy kartki, na których pisaliśmy coś co pomogłoby nauczycielce nas zapamiętać.


Kolejna lekcja to US Government, w sali 205. Czyli sobie fajnie chodzę góra, dół, góra, dół.
Tutaj znowu wybrałam to samo siedzenie i wszędzie praktycznie tak siedzę (druga ławka z brzegu). Gość jest super fajny, ma około 30 lat. Obgadaliśmy co od niego oczekujemy, a co on od nas. Dalej mnie to śmieszy, że tutaj wymagania są takie, żeby można było słuchać muzyki, albo używać telefonu. W sumie śmieszniejsze jest to, że każdy nauczyciel się na to zgadza. Ten nauczyciel jest bardzo dobry w zapamiętywaniu imion i już po pierwszym sprawdzeniu obecności pamiętał praktycznie wszystkie. Powiedział, że jego przedmiot jest obowiązkowy jeśli ktoś liczy na HS Diploma i że nie zdać u niego jest bardzo trudno. Podobno wystarczy robić zadania, przepisać rzeczy z prezentacji jeśli jest i słuchać na lekcji.

Wiedzieliście, że USA to stan a nie kraj?



Przedostatnia lekcja to Principals of leadership, czyli samorząd uczniowski. Cieszę się, że mam tą lekcję, bo do niektórych stypendiów jest wymagane bycie w jakiejś grupie ''leaderów'', czyli jestem, sam tytuł mówi. Ta klasa jest najłatwiejsza bo głównie robimy plakaty, organizujemy różne rzeczy itp. Nauczycielka sama powiedziała, że to dzięki nam ludzie zapamiętują szkołę, kiedy z niej wychodzą (przez wszystkie wydarzenia, które organizujemy) i nawet nie zdają sobie sprawy, że to wszystko dzięki grupie uczniów. Zazwyczaj chwilę siedzimy w klasie i obgadujemy co trzeba zrobić, a potem idziemy do sali z plakatami, której zdjęcia dodałam w poście ,,zdjęcia szkoły i inne''. Dzięki temu, że lunch mam po tej lekcji to nie wychodzę z tej sali, tylko tak jak większość osób z samorządu zostaję i jem w ciszy i spokoju w klasie, a nie w tłumie ludzi na zewnątrz.

Ostatnia lekcja to Chemistry. Nauczycielka ma może 30 lat, nie więcej i wydaje się bardzo miła. Ciągle powtarza, że nie akceptuje prześladowania w swojej klasie, bo sama była prześladowana w liceum i wie jak to jest i mówi, że nigdy nie wiemy co się dzieje w czyimś życiu lub głowie, więc jak nie mamy nic miłego do powiedzenia, to lepiej nic nie mówić. Całkowicie się z nią zgadzam. Rozdała nam te kartki do podpisania, powiedziała o tym co gdzie jest w sali i to by było na tyle. Usiadłam wtedy koło dziewczyny, która jest z Meksyku i jest bardzo miła. Stoły są 6 i 8 osobowe. Na kolejnej lekcji mieliśmy już usadzenie wg tego jak nauczyciel chce (chyba komputer losowo miejsca wybiera) i siedzę teraz koło jakiejś w miarę spoko dziewczyny, dwóch gości i na przeciwko jakaś dziewczyna i obok niej ta Meksykanka. Ogólnie fajny stolik mi się trafił. Podobno chemia tutaj to raczej będą eksperymenty, lub symulacje na komputerze. Nauczycielka powtarza, że co do testów to jej nie chodzi o to, żeby nam udowodnić, że nic nie umiemy i żeby nas udupić, tylko o to żebyśmy się cokolwiek nauczyli. Tak więc jeśli test pójdzie ci słabo to możesz przyjść nauczony z książką lub innym źródłem wiedzy i poprawić złe odpowiedzi i ocena wzrośnie do maksymalnie 70%. Czy to nie jest piękne?

Na końcu dnia poszłam do homeroom, oddać podpisany plan lekcji, przesiedziałam tam godzinę i z powrotem autobusem do domu. Dzień oceniam bardzo dobrze.



WTOREK DO CZWARTEK 

Szczerze to dokładnie nie pamiętam co się działo przez te kilka dni. Powinnam notować to na bieżąco, ale trochę i nie mam czasu i mi się nie chce. Na lekcjach na razie był luz, bo to pierwszy tydzień. Na matmie robiliśmy zadania na inteligencje, z których dostawaliśmy potem ocenę. Można było używać telefonu i pytać nauczyciela o odpowiedzi, które na końcu i tak wyświetlał, więc żeby nie dostać A to trzeba by było w ogóle nie oddać kartki, lub nic nie napisać. W piątek zrobiliśmy test na osobowość i z tego też była ocena. Czyli mam chyba trzy A tak jakby za nic (co jest bardzo fajne). Gość jest miły, macha na przywitanie, z niektórymi wita się tym fajnym sposobem rękami (nie wiem jak to nazwać) i fakt, że nie będzie zadawał zadania do domu wygrywa wszystko. Powiedział, że w przyszłym tygodniu już zacznie się matma i ogólnie, jak ktoś chce mieć fajną ocenę na koniec to trzeba się przyłożyć w pierwszym i trzecim kwartale, bo podobno w ostatnim (szczególnie w maju) już się nic nie robi, bo to ostatnia klasa więc będzie prom i inne i nikomu się już nie chce. Cieszę się, że zdaje sobie z tego sprawę i nie będzie ciągnął materiału do końca.
Na US Government pisaliśmy w grupach instrukcję jak zrobić kanapkę z masłem orzechowym i dżemem, żeby potem nauczyciel się nagrał jak to robi według naszych instrukcji. Wyszło śmiesznie bo niektórzy kazali mu np. włączyć muzykę z jakiejś bajki, albo inne tego typu rzeczy. Chodziło o to, że trzeba dokładnie przekazywać informacje, bo na przykład jak ktoś napisał, że ma dać na chleb dżem i masło orzechowe to po prostu położył słoiki na chlebie.
Na principals of leadership robiliśmy plakaty na homecoming week i na takie inne okazje.


 Takie coś dostałam od osoby, która rok wcześniej już była w student council. Są tam różne potrzebne rzeczy do tej klasy, jak farby, pędzle, notatnik itp. Sama też będę coś takiego robić dla kolejnej osoby, jak będę kończyć tutaj szkołę :)


PIĄTEK

Piątek był dniem, kiedy robili zdjęcia grupowe ostatniej klasy. W szkole mieliśmy być już na 5:30, więc wstałam o 4:50. Maaasakra. Chodziło o to, że to miało być o wschodzie słońca, żeby reprezentowało początek szkoły i wszystkiego, a pod koniec roku szkolnego spotkamy się wieczorem o zachodzie słońca, jako koniec tego roku.



















W ogóle ludzie z ostatniej klasy (seniors) robią takie korony z papieru i ozdabiają je jak chcą. Niektórzy chodzą w nich codziennie, a niektórzy tylko na specjalne wydarzenia. Ogólnie to dobry pomysł, bo lubią w ten sposób podkreślać, że ten etap w ich życiu się kończy i są najstarsi w szkole. Mi moją koronę pomogła zrobić Robbi, bo ja za bardzo nie mam talentu artystycznego. W trakcie roku zamierzam ją doozdabiać różnymi rzeczami, a na razie wygląda tak:




Na samym końcu chciałam dodać komentarz co do tego planu lekcji. W tym tygodniu postaram się zmienić US Government na Psychology, bo niestety nie mam z czego innego zrezygnować. Niestety bo lubię tego nauczyciela.

Co do śniadań to robi nam je host mama. Zawsze są w tej charakterystycznej brązowej torbie:


I składają się z kanapki, jabłka, przekąski typu dorritos, picia smakowego. W poniedziałek dostałam też karteczkę:

To było takie miłe <3

Dostałam ostatnio w szkole kolejną koszulkę:



Nie wiem czy wszystko tutaj zawarłam, chyba te najważniejsze rzeczy tak. Ze smutnych spraw to niestety nie dostanę HS Diploma, bo w Nevadzie trzeba być rezydentem :(. Ale za to host mama powiedziała, że pomoże mi się przygotować do GED tylko muszę sama poszukać próbnych testów i miejsca, gdzie się go zdaje. Powiedziała też, że counselor w jej szkole zna się na tym teście to go coś podpyta. Mimo, że to nie był mój cel przyjazdu tutaj to fajny by był bonus gdybym nie musiała wracać do polskiego liceum. Na razie zachowuję złoty środek, bo jeśli będę musiała wrócić to przynajmniej będę miała rok więcej żeby jeszcze raz zdać sobie ACT'y czy SAT'y. Tutaj je zdają chyba w kwietniu. Aha ogólnie dla osób zainteresowanych studiami w USA - kogo nie zapytam to każdy mówi, że dla ludzi zza granicy łatwiej są przyznawane stypendia i łatwiej się dostają, bo college chcą mieć różnorodność ludzi.
Ostatnia rzecz w tym poście - ciężko u mnie teraz z czasem i nie wiem, jak często będę dodawać posty. Ten pisałam kilka dni.