wtorek, 6 listopada 2018

Halloween i 3 miesiące

Heloł wszystkim!

12 października skończył się pierwszy kwartał szkoły (tak wiem, dawno, ale jakoś się nie mogłam zebrać żeby dokończyć ten post). We wszystkich klasach mam A, w niektórych nawet ponad 100%, ale u mnie niestety nie ma czegoś takiego jak A+. Tak więc tak się prezentują moje oceny:
("O" w citizenship znaczy tak jakby zachowanie "outstanding")


Szkoła dalej mi się podoba. Wreszcie się nią ani nie stresuję, ani nie przejmuję. Nie mam zadań domowych, ani niezapowiedzianych kartkówek/pytań, więc w ogóle nie spędzam czasu nad książkami. Smutno mi kiedy myślę, że mogę do niej chodzić tylko ten rok, bo bardzo chętnie poszłabym jeszcze kolejny.


Nasza impreza Halloweenowa była tydzień przed Halloween, ponieważ dużo ludzi w to święto gdzieś wyjeżdża, lub wychodzi, a moja host rodzina chciała, żeby każdy mógł z nami spędzić czas. Tematem był dzień zmarłych (Dia de los muertos), ale nikt nie musiał się przebierać akurat w tym stylu. Przyszło około 50 osób, z czego 5 to były koleżanki z mojej szkoły. Jak nie lubię imprez to super się bawiłam i zdecydowanie chciałabym to powtórzyć! Moja host rodzina ma stół do bilarda więc trochę ''pograłyśmy'', chociaż tylko jedna z nas tak naprawdę potrafiła grać xD.
Mają też PhotoBooth więc zrobiliśmy duuużo zdjęć.




Dzisiaj (6 listopada) minęło 3 miesiące od mojego przyjazdu. Ponieważ już dwa razy dostałam notkę od host mamy o tym, jak są szczęśliwi że mnie mają postanowiłam zrobić coś podobnego. Mojej host mamie kupiłam nowe etui na telefon, bo to co miała jej się zepsuło, a host tacie, ponieważ lubi prace w drewnie, magnetyczną bransoletkę, czyli takie coś żeby nie musieć trzymać gdzieś gwoździ, tylko mieć je pod ręką. Napisałam też krótką notkę i zostawiłam to na blacie w kuchni wieczorem, tak żeby zobaczyli to rano. Bardzo się ucieszyli i powiedzieli, że się zaskoczyli bo nie mają urodzin ani nic :). Mam wielkie szczęście z moją host rodziną, bo naprawdę dobrze się dogadujemy.



Prezenty były pod kartką.


Na koniec powiem, że życie na wymianie jest super, mimo że czasem jest ciężej i czasem już nie chce mi się mówić po angielsku, czy robić rzeczy na które w ogóle nie mam ochoty to jeszcze nigdy nie było momentu żebym żałowała swojej decyzji o wyjeździe. Nie potrafię stwierdzić czy nastąpił jakiś progres w moim angielskim. Na pewno dużo szybciej mówię i przez większość czasu myślę po angielsku. Odkąd przyjechałam dużo ludzi mówi, że mam słodki akcent i na początku bardzo mnie to denerwowało, bo ja go nie lubię, ale ostatnio jedna dziewczyna powiedziała, że powinnam się cieszyć, że go mam bo jest ładny i nie taki zwykły amerykański i to jakoś tak dało mi do myślenia, że może faktycznie fajnie go mieć :)

2 komentarze:

  1. Myślisz, że łatwiej zdobywać lepsze oceny w Stanach niż w polskiej szkole? Wiem, że tam na pewno nauczyciele mają inny stosunek do uczniów i zawsze wszystko wytłumaczą, bo tu w Polsce jakoś mi trudniej dostać na koniec 5 z jakiegoś przedmiotu. Kiedy ktoś czegoś nie rozumie, nauczyciele po prostu mówią, że trzeba było słuchać i radź sobie sam. Tak się zastanawiam, czy rzeczywiście w Stanach to się aż tak różni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo łatwiej. Nikt nie mówi radź sobie sam, jeśli trzeba nad czymś spędzić 5 lekcji to tyle na to przeznaczą i nikt nie powie, że 'straciliśmy lekcję'. Nawet jeśli zadasz banalne pytanie nauczyciel nigdy cię nie skrytykuje. Tak więc w mojej opinii bardzo się to różni :)

      Usuń